sierpnia 11, 2020

Emma. (2020) - recenzja filmu

  Jakoś tak się złożyło, że zawsze oglądam ekranizacje powieści Jane Austen, a dopiero później je czytam. Z „Emmą“ próbowałam przełamać ten mój niechlubny zwyczaj, ale po przeczytaniu parę pierwszych rozdziałów zdecydowałam odłożyć lekturę na później, bo mnie za bardzo nie wciągnęła, a mój stosik książek do przeczytania stale rośnie, więc postanowiłam czytać coś innego. Jednak za jakiś czas skusiła mnie najnowsza adaptacja „Emmy“ do obejrzenia i właśnie o tej adaptacji chciałabym dzisiaj pogadać 😇.

  Na początek jednak parę słów, o czym „Emma“ opowiada: mamy tutaj główną bohaterkę Emmę Woodhouse, która mieszka sama razem ze swoim ojcem, która w wolnych chwilach bawi się w swatkę. Po udanym zeswatanym zamążpójściu jej koleżanki, Emma zaczyna się nudzić. To się jednak zmienia, kiedy poznaje Harriet Smith, biedną dziewczynę z sierocińca, z którą się zaprzyjaźnia i postanawia ją też w najbliższej okazji zeswatać, nie dbając na rady kogokolwiek. Sama historia jest przeplatana wieloma pomyłkami głównych bohaterów i pozwala z satyrycznego punktu widzenia poznać środowisko i poglądy społeczeństwa i czasy, w których tworzyła i żyła sama Jane Austen.

Nietradycjnie tradycyjne podejście do ekranizacji

 Wiele zostało tradycyjnych adaptacji „Emmy“ zekranizowanych, dlaczego więc robić następne? Takie pytanie chyba każdy z nas zadaje, kiedy sprawdza premiery kinowe adaptacji światowie znanych książek, które nie wyglądają, żeby przyniosły coś nowego. Jednak pomimo tego, że film „Emma.“ nie jest pierwszą ani ostatnią adaptacją tego popularnego dzieła Jane Austen, to można tutaj zauważyć, czy chociaż mieć poczucie tej nietradycyjności, w tradycyjnym dziele. Sami aktorzy wyglądają naturalnie, nie zobaczycie tutaj aktorek z kafelkami makijażu, tak logicznie nieprawdziwym w epoce austenowskiej. Muzyka też zaskakuje, bo pełno tutaj utworów a ccapella, które oddają typowy klimat ówczesnej epoki, a występy muzyczne w filmie naprawdę wykonywali aktorzy.

 Obsada aktorska została bardzo dobrze dobrana, bo potrafimy nie tylko wyczuć chemię między głównymi bohaterami, ale pozostali aktorzy świetnie się spisali w własnym portretowaniu bohaterów. Aktorka, która zagrała tytułową Emmę, Anya Taylor-Joy udowodniła, że jeszcze o niej w filmowej przyszłości usłyszymy, a Bill Nighy w roli ojca Emmy zaskoczy nie jednego widza, znającego go tylko z takich filmów typu „Love Actually“

Dla kogo ten film?

Zdecydowanie dla wszystkich fanów Jane Austen. Pomimo tych wiele ekranizacji powieści Austen, ta będzie należała do moich ulubionych. Nie jest to jakieś wybitnie hollywoodzkie kino, ale świeżo satyryczno-komicznie przedstawiona powieść właśnie tej autorki. Myślę, że „Emma“ jako debiut reżyserski Autumn de Wilde się udał i zachęcam zapoznaniem się z nim, nie tylko fanów, ale także dla tych, którzy chcieliby obejrzeć coś świeżego, a zarazem znajomego o czasach Jane Austen. 

 

 

A Wy widzieliście już nową „Emmę“? Co o niej sądzicie? Chętnie zapoznam się z różnymi opiniami w komentarzach! Ja osobiście się w bliskiej przyszłości wezmę za rozpoczętą lekturę „Emmy“ i później porównam z filmem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Popkulturalna Sydney , Blogger